Statyczny, koturnowy, przeraźliwie nudny i zagadany na śmierć. 2/3 filmu przypomina dziecięcy teatrzyk, gdzie wykonawca staje na środku sceny i recytuje jakiś tekst. Reszta to telewizyjny paradokument z narracją z offu opisującą to, co oczywiste i co widać na ekranie. Powiem szczerze, że szlag mnie trafia, jak pomyślę o milionach dolców, które poszły na scenografię tego badziewia i które zgarnęła gwiazdorska obsada snująca się tu bez celu i sensu. Ileż biednych rodzin można by wykarmić za te pieniądze... albo zrobić cokolwiek innego pożytecznego dla świata. A tak utopiono je w kanałach Amsterdamu. Wrrr!
Zgadzam się z opinią w 100%. Pierwszy raz wyszłam z kina w połowie filmu (a i tak żałuję, że tak późno!).
"Ileż biednych rodzin można by wykarmić za te pieniądze" - co to w ogóle za komunistyczne myślenie?
Zdaje się, że nie masz zielonego pojęcia o komunizmie. Otóż komunizm zabierał, nie dawał. Dlatego były te biedne rodziny w komunizmie.