Właśnie przypomniałem go sobie po dłuższym czasie i nadal robi wrażenie. Uwielbiam go za klimat, prawdziwie gotycki (zwłaszcza w sekwencjach tworzenia Istoty i później ożywiania Elizabeth). Jest przy tym nieco sztuczny, teatralny, przesadzony czym przypomina mi trochę "Draculę" Coppoli (btw: producenta filmu), ale to mi się też w nim podoba. Notabene wspomniany "Dracula" i "Frankenstein" Branagha to dwie najlepsze ekranizacje obu klasycznych powieści grozy. Długo to trwało, ale obie książki doczekały się wreszcie godnych adaptacji filmowych. Ale głónie "Frankenstein" podoba mi się dlatego, że nie sprowadza się do straszenia postacią monstrum, ale skupia się na tym, co w tej opowieści najważniejsze - ostrzeżniu przed szaleństwem nauki, przed zabawą w Boga. Pokazuje historię człowieka, który w swej pysze chciał dorównać Stwórcy, a gdy zdał sobie sprawę, że jest tylko zwykłym człowiekiem, było już za późno. Tak więc horror, ale ambitny, zawierający ważne, wciąż aktualne przesłanie.