Frapujący i z nie małym wcale napięciem - tak jednym zdaniem opisałbym "Pokój z widokiem na morze". Ale jest też strasznie biedny w sensie produkcyjnym: jest parę nieścisłości, naiwności i uproszczeń tak, jakby zabrakło czasu i pieniędzy realizatorom (takie czasy). Gra Holoubka oszczędna, ale taką grał postać, więc nie egzaltujmy zbyt jego wykonania. Fronczewski - dokładny i zdecydowany. Marek Kondrat jako drugoplanowa ciekawostka dla współczesnego kinomana. Muzyka - co jest znakiem tamtych lat - oczywiście "instrumentalno-klasyczna". To po latach nie zawsze wychodzi filmowi na korzyść i w tym przypadku tak jest: muzyka jest tak nudna i obojętna, że mogłoby jej wcale nie być. Na szczęście fabuła jest na tyle wciągająca, że nam to rekompensuje...
Jak dla mnie, przesłanie tego filmu jak najbardziej zasługuje na uwagę. Jak pomóc człowiekowi - farmakologią (właściwą psychiatrii) czy terapią (właściwą psychologii)? Film jest rzadko spotykaną w kinie ilustracją dialogu tych metod.