Po obejrzeniu "W imię..." mam coraz silniejsze przeświadczenie, że kino Szumowskiej to ładnie opakowane w skandal "nic". Niby wybiera ciekawe, kontrowersyjne tematy, które kuszą, aby wybrać się do kina, jest też obecna w mediach ale po wyjściu z kina mam wrażenie, że niczego się o sobie/ludziach/światu nie dowiedziałem.
Że jest z nimi trochę jak z nagłówkami w poczytnych portalach. Sensacyjny tytuł - klikam, a tam nic ciekawego.
Mówię o tym z pewnym żalem, bo naprawdę życzę jej jak najlepiej i chciałbym obejrzeć dobry film od pani Małgorzaty, coś naprawdę mięsistego - w środku!, nie tylko z zewnątrz.
Mam takie same odczucia. Pretensjonalne, na siłę "kontrowersyjne" tematy i.... tyle, bo trzeba jeszcze umieć robić filmy i mieć coś do przekazania.
Pomysł na kolejny film "Małgośki" - opowieść o czarnym Żydzie żyjącym w post-PGRowskiej wsi, który walczy o adopcję śmiertelnie chorego Roma-homoseksualisty, który chce ostatni raz "pobzykać", a potem poddać się eutanazji. A córka głównego bohatera i przyszywana siostra Roma jest lesbijką walczącą o prawo do ślubu kościelnego.
A Rom - homoseksualista byłby albinosem, bo przecież Małgośka szuka inspiracji w gazetach i innych mediach :D.
Śmiejecie się a jednak to daje radę, niestety :/
Przecież od ekranizacji Idy spodziewałem się, że będą zachwyty nad tym filmem, a Oscara może zawdzięczać Judewoodowi :/
Skąd to wiedziałem, gdyż sam opracowałem "receptę" na zrobienie filmu koszącego duże nagrody filmowe, lecz gwarancji wielkiej nie ma bo zależy to od kilku czynników.
Zadajcie w takim wypadku pytanie zwykłej osobie (niepowiązanej z kinem) wysoko oceniającej "dzieła" Szumowskiej, czy obejrzała by jeszcze kilka razy ten dany film, szczerze wątpię.
Szumowska może podziękować swojemu byłemu mężowi Michałowi Englertowi za rozwój swojej kariery.