Serial typowo w "cobenowskim" stylu. Mark przypomina Myrona, Sleda Wina, tylko bez worka pieniędzy, zamiast Wielkiej Cynthy mamy transwestytę, do tego motyw zaginionych dzieci [powtarza się w co drugiej książce Cobena, facet ma na tym punkcie obsesję]. Wszystko to dobrze znamy, jednak podane w "brytyjskim serialowym sosie" sprawia, że historia pomimo tego, że mało prawdopodobna, staje się wiarygodna. Zasługa to klimatu serialu i aktorów. Nie mamy tu przystojniaków, ani wystrzałowych lasek, wszytko wydaje się takie przeciętne, brudne, zwyczajne i swojskie. Jeśli lubisz Cobena, spodoba Ci się, jeśli lubisz Broadchurch też Ci się powinno spodobać.
Zgadzam się :) Uwielbiam twórczość Cobena i ten serial był po prostu taki "jego". Trafne porównania bohaterów :)
A jeżeli nie lubię to też może mi się spodobać? Czytałem cztery czy pięć i wszystkie mnie nudziły, a część była nawet wkurzająca.
Mnie akurat te podobieństwa do tak kultowych bohaterów książek irytowały, bo te postacie serialowe wypadają w takim porównaniu bardzo blado, jak smętne podróbki. Wolałabym żeby tych nawiązań nie było (czekam z wielką niecierpliwością aż ktoś się odważy zrobić faktyczną ekranizację serii z genialnym duetem <3 ).